OPIS ZASOBU
Metaforyczna podróż samochodem z południa na północ, w której spotykają się dwie osoby: ona i on. Wspólna podróż nieznajomych staje się pretekstem do unaocznienia i odegrania przez bohaterów dramatu stereotypowych schematów obowiązujących w relacjach między kobietą a mężczyzną: schematu władzy, podległości, emancypującego "wariactwa", postrzeganego przez mężczyznę klasycznie jako histeria. Finałem podróży okazuje się dekonstrukcja zastanych porządków. Pojawia się pragnienie odkrycia nowych.


OSOBY:

ONA: około trzydziestu pięciu lat
ON: około trzydziestu pięciu lat
KELNERKA
RECEPCJONISTKA
KURIER
DWÓCH TECHNICZNYCH

Rzecz powinna być grana w bardzo dużej przestrzeni, koniecznie „pustej”. Ona łapie stopa, On się zatrzymuje.

M: Niech pani wsiada!
K: Dziękuję.

Ona wsiada. Pauza

M: Dokąd pani jedzie?
K: Na północ.
M: Jesteśmy na południu, a pani jedzie na północ.
K: Na południu czego?
M: Europy. Prawda? Tego kraju? Nie wie pani, gdzie jesteśmy?
K: Wiem. Chciałam sprawdzić, jak pan odpowie na pytanie.

Pauza.

K: A gdybym była kosmitką i nie wiedziała, co znaczy „południe”, jak by mi pan o tym opowiedział?
M: Pani jest romantyczna?
K: Nie jestem romantyczna.

Pauza.

K: Niech pan odpowie.
M: Południe to taka pora dnia. Trochę po wstaniu z łóżka, niedługo i na długo przed tym, jak znów się kładziemy.
K: Oryginalnie. Pytałam o przestrzeń, a pan opowiedział o czasie. Niech pan mi powie, co to jest południe.
M: Zaczynam zastanawiać się, czy dobrze zrobiłem, zabierając panią.

Pauza.

K: Czekam.
M: Południe, południe. Na południu jest ciepło. Jest dużo słońca. Powiedzmy w ten sposób: na północy, gdy coś dzieje się nie tak, jak powinno, ludzie zaczynają leżeć, nie ruszają się, zamierają. Rozumie pani, płaczą. Nie odzywają się do nikogo, tylko leżą.
K: A na południu?
M: Na południu jest inaczej. Gdy coś dzieje się nie tak, jak powinno, jest bardzo dużo ruchu. Więcej niż potrzeba. Człowiek się rusza, rusza, a wraz z nim wszystko inne: meble, samochody, inni ludzie. Można by powiedzieć, że dochodzi do, jak to mówią, „prawdziwego szaleństwa”.
K: A gdybyśmy byli szczęśliwi, pan i ja, razem, a może osobno, jak byśmy to robili na południu i na północy?
M: Na północy… Nie wiem, nigdy tam nie byłem.
K: Niech pan ruszy głową. Jak byłoby na północy?
M: Na północy…
K: Na północy, szczęśliwi.
M: Siedzielibyśmy przy kominku.
K: Ale zanim to?
M: To najpierw spacer, na chłodzie, po śniegu.
K: Drzewa, jak wyglądałby drzewa?
M: Bardzo zielone choinki. Z czapami śniegu.
K: śmiejąc się i przedrzeźniając go „Z czapami śniegu”.
M: To pani chce, żeby o tym mówić.
K: Wolno pan jedzie. Nie chciałby pan dodać gazu?
M: Jestem odpowiedzialny za panią. Muszę jechać ostrożnie.
K: Niech pan jedzie szybko. Wsiadłam tu na własną odpowiedzialność. M: Spieszy się pani?
K: Tak. Nie mam chwili do stracenia.
M: A ja właśnie chciałabym się teraz zatrzymać, jeżeli pani pozwoli.
K: Jedziemy tak wolno, że nawet nie zauważę, że stanęliśmy.

Pauza.

M: Myślę o tym, jak odjeżdżam, a pani zostaje na poboczu, tu, w tym słonecznym, upalnym lesie i macha za mną rękoma, biegnie, krzyczy, żebym się zatrzymał, a ja nie, dodaję gazu i jadę sobie dalej, bez żadnych złośliwych towarzyszy podróży.
K: Przepraszam.
M: Nic nie szkodzi.

Zatrzymują się, wychodzą z samochodu.

K: A na południu?
M: Nie nudzi się to pani?
K: Nie, naprawdę chciałabym usłyszeć, jak byłoby na południu.
M: Kolorowy dom, ja i ty (mówiąc ty, mam na myśli kogokolwiek, niekoniecznie panią). Ja i ty, i kolorowy dom, biała weranda i dużo papug.
K: Coś mi to przypomina.
M: Dużo papug i owoce. Pokroiłbym mango dla ciebie i patrzył, jak jesz. A potem należałoby udać się do codziennych zajęć. Ogród, dom, zwierzęta. Należałoby się tym wszystkim zająć. Tak to sobie wyobrażam.

Kobieta wyciąga papierosa, Mężczyzna też. Palą w milczeniu do końca.