opowieść bez tytułu
Tekst powstał w ramach zajęć u  Marii Spis, gdzie pracowaliśmy ze swoimi wspomnieniami. Struktura tekstu została w pewien sposób stworzona w oparciu o konstrukcję podróży bohatera Campbella, jednak  bardziej niż na wzorcowym przejściu kolejnych etapów podróży, zależało mi raczej na wejściu w dialog z jej poszczególnymi motywami. W ten sposób powstała opowieść o poszukiwaniu swojej drogi i rozliczaniu się z przeszłością.

opowieść bez tytułu 

Patrzę na jej zgarbioną postać siedzącą przy stole. Nie widziałam jej bardzo długo i zastanawiam się kiedy to się wydarzyło, kiedy babcia stała się taką drobną i kruchą staruszką. Przestaje przypominać człowieka, zaczyna mi się kojarzyć z czymś niestałym, ulotnym, trochę już jakby nie istniejącym. Zaczyna się zwijać, przygarbiona i skierowana coraz bardziej do wewnątrz. Widzę jak gładzi szorstką dłonią biały obrus, jak nieswojo czuje się w niedomowym dla siebie miejscu. Jest wpatrzona w jakąś odległą historię, coś sobie może przypomina, albo próbuje zrozumieć. Zastanawiam się czasem, ale nieczęsto co się w niej dzieje w środku, o czym myśli. Jak łączy sobie to co się wydarzyło, albo co chciałaby żeby się wydarzyło. Jakim językiem ze sobą rozmawia, jakim językiem do siebie mówi. Czy ten głos ze środka jest czuły, ostry, a może zupełnie bezosobowy, bo czasami babcię posądzałam również o to, o bycie taką nieosobową, bezkształtną tkanką, która przelewa się z dnia na inny dzień. Mimo wszystko jednak mam do niej czułość, coraz trudniejszą z biegiem lat. Ale obecną. Nie tylko ze względu na sentyment, przeszłość, kawę z proszku i skrzynkę z biżuterią, którą mogłam eksplorować kiedy byłam małą dziewczynką. Czułość przez świadomość, że bez niej nie byłoby tego całego życia, o którym myślę, że jest moje. Że nawet jeśli się jej dziwię, nie rozumiem, albo nie chcę wręcz słyszeć, to jednak gdyby ona nie popełniła swoich błędów mnie by nie było. 

Część pierwsza, w której orientuję się, że czegoś nie ma 

Leżę na podłodze mojego nowego mieszkania. Patrzę w sufit i staram się poczuć radość. Podchodzi do mnie kot, przygląda się, rozgląda. Razem oswajamy się z tym co się zmienia. Kiedy czuję, że zamierza odejść, kładę mu dłoń na grzbiecie. Zaczyna mruczeć i zaczynamy leżeć na podłodze razem. Ja i mój kot i osiemdziesiąt metrów kwadratowych powietrza. Robię gwałtowny wdech, bo kolejny raz dociera do mnie, że oto stałam się właścicielka przestrzeni, która prosi o wypełnienie. Przestrzeni, która nie lubi być pusta. Zainstalowałam już książki, pierdoły, lampy, świeczki, doniczkowce i kubki na herbatę. Poduszki. Pościel. Podwójne łóżko, które dzielę ze swoimi snami i kotem. Ale czegoś tu nie ma. Nie ma. Podnoszę się nagle, i patrzę. Wołam hej, i słucham jak kurz unosi mój głos. Nikt mi nie odpowiada. Bo nikogo tu nie ma. Jestem sama. Patrzę przez siebie i uderza mnie myśl. Mam ochotę się rozpłakać, z radości i smutku jednocześnie. Nie wpadłam na to wcześniej, dlaczego? Przecież to banalne, przecież tu nie ma najważniejszej rzeczy. W moim nowym mieszkaniu nie ma stołu. Po co mi kubki na herbatę w ilościach nieskończonych, skoro, nie będzie gdzie jej wypić. Przy czym jej wypić. Popełniłam ogromny błąd, uderzam więc czołem o ziemię, proszę wszechświat o wybaczenie. To moja wina, duża wina, przepraszam. Nie ma stołu, niedorzeczność. Wstaję, jestem w stanie uniesienia, sięgam odruchowo po to co mam pod ręką, nakładam buty, wychodzę, drzwi zostawiam otwarte, tak żebym mogła wrócić. Nie zapomnieć. 

Jadąc przed siebie rozsypuję za sobą okruszki, dla pewności, że będę wiedziała jak wrócić. Kiedy zatrzymuje się na światłach drzwi do samochodu otwierają się od strony pasażera i do środka wsiada człowiek, którego widuję często, ale którego nie znam, nie wiem kim jest, jednak nie protestuje. On wsiadł ze swoim zapachem, w rękach trzyma jakieś zawiniątko. Widzi, że na to patrzę, wie pewnie, że zastanawiam się co jest w środku. Wysypuje zawartość tego co tam na swoich kolanach. Widzę białe pióro, kawałek drewna, jakieś kamienie, stary, papierowy kubek po kawie, ołówek. Osobliwy zestaw ale nie zadaję pytań, po prostu jadę dalej, kiedy zmienia się światło. Zastanawiam się jak długo będziemy jechać razem, ale nie przeszkadza mi obecność drugiego człowieka, za dużo ze sobą nie rozmawiamy. Właściwie w ogóle się do siebie nie odzywamy. 

Chodź zobacz jak to się robi. 

Mnie już kiedyś nie będzie to musisz wiedzieć jak upiec bułkę. 

Chodź pokażę ci jak się prasuje koszulę, musisz to wiedzieć jak będziesz kiedyś mężowi prasować. 

Rzuć pod nogi, i rób swoje.

Pamiętaj żeby mężczyznom za bardzo nie ufać, najlepiej nie mów mu nic.
Jesteś mądrą i rozsądną dziewczynką.
Ja tak się o ciebie martwię.
Tęsknie za Tobą.
Cisza
Urwany sygnał telefonu
Koniec rozmowy 

Częstotliwość rozmów staje się coraz rzadsza

Odbierasz zawsze tak samo mówisz halo halo ze swoją melodyjką, więc zanim się z Tobą przywitam zaczynam się śmiać, ale nie dlatego żeby cię obśmiać, musisz wiedzieć, że to taki śmiech z miłości. Odpowiadam zazwyczaj halo halo babciu, co tam u ciebie. Wyrzucam te słowa na takim zapowietrzeniu bo nadal się śmieję. Teraz do ciebie zadzwonię żeby sprawdzić czy odbierzesz tak samo. 

Halo halo improwizowana rozmowa która skończy się dosyć szybko bo nie zaczęła się od halo halo dobrze, że do mnie dzwonisz, dawno nie dzwoniłaś, pewnie jesteś zajęta, a ja wiesz no dobrze, ale powiedz co jeszcze u ciebie. Nie mamy chyba vajbu na rozmowę, kończę ją więc, coś mówię że pierwszy dzień wiosny, że dobrze, że miłego dnia pa. 

Nie odebrałaś tak samo co staje się dla mnie trochę zbijające z tropu nie wiem co teraz. Kiedyś byłyśmy bardzo blisko i byłyśmy przyjaciółkami, myślę, że to pamiętasz tak jak ja. Teraz nie wiem o czym mogłabym z tobą rozmawiać, mam wrażenie że coś się wyczerpało. Myśląc o tym widzę swojego kolegę, który mówi o tym, że zmarła mu babcia, którą bardzo kochał. Wyobrażam sobie jak jest małym chłopcem i wpada do drewnianego domu swojej babci, przez okna wlatuje do tej przytulnej sielankowej kuchni ciepłe światło majowe, białe blaszane miseczki z owocami, nie wiem dlaczego widzę czereśnie niech będzie. On wpada i ma te swoją czułą babcię, okrągłą i ciepłą bardzo, która siedzi przy stole i czeka tylko na niego. To nie jest moje wspomnienie ale je widzę. I czuję się potwornie bo zastanawiam się czy jestem właśnie jakimś rodzajem potwora, że nie widzę tak mojej babci. Że moja nie jest taka jasna ukochana i pełna jak tamta babcia ze wspomnienia kolegi, które prawdopodobnie się nie wydarzyło. Zaczynam się zastanawiać co będzie jak moja babcia umrze. Bo to się przecież stanie w pewnym momencie. Jak będę o niej myśleć i czy będzie mi smutno 

I jak się pani z tym czuje? 

Z tym pytaniem o babcię? Nie wiem szczerze powiedziawszy. Czuję że coś jest ze mną nie tak, bo mi babcia nie pasuje do obrazka. 

Nie ma pani dobrych wspomnień z babcią? 

Mam dużo dobrych wspomnień z babcią. Moja babcia była katalogową babcią z gazetki z babciami, taki full wypas vip premium model. Taki który dostaje się jak ma się wystarczająco dużo punktów na karcie gold. Ale to się wyczerpało. 

Proszę mi powiedzieć o jakimś wspomnieniu z babcią. 

Mam takie na przykład jak pojechałyśmy na wieś i babcia pozwoliła mi chodzić po ogrodzie w swoich butach na obcasie. Czerwonych. Chodziłam między wiśniami i po wiśniach tych leżących na ziemi, gnijących i w coś się bawiłam, w jakąś fikcję, i wtedy wlazłam w mrowisko, mrówek czerwonych. Pogryzły mnie i był wrzask, mój oczywiście. Babcia mnie trzymała na kolanach i kołysała powtarzając w kółko moja dziewczynka, moja dziewczynka i jakoś tak chyba coraz mniej bolało. 

To jest dobre wspomnienie. 

Jest. Pamiętam też jak z babcią zawsze coś się piekło. I jak można się było bawić w gotowanie w zlewie. Co polegało na wrzucaniu do wody mnóstwa przypraw. Różnych. I pamiętam jak opowiadałam babci o tym co się dzieje w szkole i z koleżankami. I pamiętam, że moje koleżanki zawsze bardzo lubiły moją babcię, bo babcia była cool, zamawiała nam cienie do powiek z oriflejmu i zawsze się uśmiechała. Babcia się nie denerwowała. 

Nie okazywała emocji? 

Zawsze się uśmiechała. I nigdy się nie denerwowała. Była fasadowa, później się okazało. Że to wszystko była fasada. Kiedyś widziałam jak babcia płacze. Dziwne. 

I co było dalej? 

Dalej się wszystko rozsypało. 

Słuchaj a czy w tym kubku papierowym, który masz na swoich kolanach jest jakaś opcja na kawę? Zadaję mu pytanie i patrzę na niego, a on na mnie i oboje patrzymy na kubek. Oczywiście pytanie jest naiwne, bo kubek jest stary, pożółkły i zupełnie wyschnięty. Możliwe że zapytałam tylko dlatego, żeby mieć jakiś punkt zaczepienia, skończyć niechcianą rozmowę i zagadać do towarzysza podróży. 

To może byśmy się zatrzymali na jakiejś stacji i ja cię zapraszam na kawę. Tylko musisz mi powiedzieć jaką lubisz. On się nie odzywa. Więc wchodząc na stację pachnącą benzyną, hot dogiem i zagranicznymi trasami i zmęczonymi kierowcami podejmuję decyzję, że biorę jedną czarną dla niego bez cukru i dla siebie z okazji dnia dziecka biorę ze spienionym mlekiem i wsypuję dużo cukru. 

Pijemy kawę w milczeniu, sytuacja bez zmian. Widzę że mój znajomy którego często widzę na mieście ma na sobie czarne brudne spodnie, buty zupełnie też brudne i żółty sweter ręcznie robiony, przeraźliwie żółty. Trochę spruty na bokach ale się trzyma. Włosy potargane w nieładzie, podejrzewam, że wrócił właśnie z jakiejś wyprawy, podziwiam więc to że od razu wyruszył w kolejną. Wsiadamy do auta, kubki po kawie zostawiliśmy na krawężniku, tak żeby zaznaczyć że tu byliśmy. 

Jedziemy dalej. Zaczynam nucić przypadkowe dźwięki zupełnie, jakoś zagłuszam ciszę. Nucę sobie nucę sobie. Sięgam do ucha bo mam taki nawyk że się bawię kolczykiem, jedna ręka na kierownicy. Ciekawe jest to, że nie umiem zupełnie prowadzić, ale w tym tekście to nikomu nie przeszkadza jak widać. Jedziemy sobie dalej, pięknie jest. Droga prosta jakbym to powiedziała i przyjemna. Wraca do mnie wspomnienie jedno…. 

Jakie?

Ale Pani jest pazerna na moje wspomnienia. 

Proszę powiedzieć, tu Pani może mówić wszystko. 

To mam takie właśnie wspomnienie z tej trasy. Było popołudnie czerwiec, dziadek. Z dziadkiem wracamy z warszawy, przyjechał na jakieś spotkanie i mnie zabrać z rzeczami. Jedziemy, cały dzień się snuliśmy autem po warszawie, on się spotykał, poszliśmy nawet na kawę. Co było dziwne. Poznawałam jego wspólników i byłam wnuczką, wnusią. A potem wracaliśmy, już się robiła osiemnasta, złota godzina, światło wszędzie. Wszędzie. I dziadek coś jakby zaczął dawać takie sygnały że jest śpiący. I że przysypia. Dziadek cierpi na bezsenność to mu się często zdarzało w ciągu dnia w czasie rozmowy albo oglądania National Geographic albo czytania Ludowej Historii Polski przysypiać. Nie przysypiał jak gadaliśmy o komunizmie. Więc mówię mu dziadek stop na kawę, w obawie i trosce o nasze życie. Wypił czarną z cukrem albo raczej cukier z czarną. Pojechaliśmy dalej i rzucam propozycję. Ja zrobię ci test osobowościowy chcesz? 

No możesz zrobić. 

No to słuchaj pierwsze pytanie. Jest ci trudno nawiązywać nowe znajomości. Dziadek się marszczy i raczej się nie zgadza z tym więc zaznaczam fioletowe kółko. Niewielki stres nie zakłóca Twojej umiejętności relaksowania się i koncentracji. Zgadzasz się czy nie? 

Zakłóca. 

Bardzo? 

Tak trochę. 

To zaznaczę te małe zielone kółko. Lecimy z testem do końca, zajmuje nam to godzinę, bo okazuje się, że się poznajemy. Dziadkowi wychodzi dyskutant. Inteligentny i ciekawy myśliciel, który nie potrafi się oprzeć intelektualnemu wyzwaniu. Kiedy dziadek wysadza mnie pod domem uświadamiam sobie, że nigdy nie miałam z nim takiego czasu. W sensie, nie pogadaliśmy nigdy w ten sposób. Dowiedziałam się kilku rzeczy. Pierwsza taka, że dziadek biegał w klubie lekkoatletycznym w warszawie. Druga taka, że mieszkał w Londynie ale wolał Berlin. Trzecia taka, że ciągle się wzrusza jak opowiada o tym jak urodziła się mama. 

Była taka mała. Malutka. Uśmiecha się.

I co panią niepokoi w tym?

To, że z babcią nie było nigdy takiej rozmowy. 

Nie otwiera się przed Panią? 

Kilka razy się otworzyła. Ale im starsza jestem tym jakoś trudniej mi się tego słucha. I to niesprawiedliwe, że dla dziadka mam więcej wyrozumiałości. Ale z babcią jest trudno. Bo też ona ma w sobie więcej takiego kobiecego smutku. 

Kobiecego smutku? 

Takiego który też mnie może dopaść. 

I tego się Pani boi? 

Boję się, że nie przekroczę progu. Ona się zatrzymała. Nie przeszła. I ja się boję że mi też się nie uda. 

A nie jest tak, że już się udało? 

To się chyba okaże pod koniec. Bo u babci trzeba by było napisać że od początku wszystko było przegrane. 

Gdzie napisać? 

Na grobie. 

Towarzysz podróży wręcza mi ołówek. Patrzę na niego z lekkim zdziwieniem. Nie, nic nie napiszę teraz bo jadę prowadzę samochód. Nie mogę jedną ręką nie napiszę. Zresztą co miałabym napisać. List? Chodzi ci o list? To może ja ci podyktuje a ty sam napisz co? Może być na tym kubku albo na szybie jak wolisz. I tak to będzie taki list, którego się nie podaruje nikomu. Jesteś gotowy? Mówię:

 Powoli zaczyna 

Mnie wypełniać 

To samo co 

Wyrzucasz z siebie przy każdym słowie 

Na razie nie umiem patrzeć na ciebie
Bez złości

Za wszystkie głupie lekcje, które mi przekazałaś

O miłości
O ludziach
O tym jak zajmować miejsce przy stole
Złość na to jak traktujesz samą siebie
Jak żyjesz w cieniu siebie, tej którą stworzyłaś.
Wyrzucam z siebie 

To czego nie kocham
I zadaję sobie pytanie czy to sprawia, że jestem taka jak Ty 

Tak właśnie to. Nie patrz tak na mnie właśnie to. Mówiłam ci możesz zrobić z tym co chcesz. Nie parz tak na mnie proszę cię nie wiem po co… po co się patrzysz. Po co w ogóle tu jedziesz ze mną w tym samochodzie aucie na które nie mam prawa jazdy. Nie znamy się w ogóle. I wykorzystaliśmy już ołówek i kubek, co jeszcze nam zostało. Jasne, kawałek drewna. To pewnie będzie o tym stole po który jadę. Nie wiem czy będę mogła zabrać Cię z powrotem bo muszę mieć miejsce na ten stół, rozumiesz. Nie patrz tak na mnie bo to nic nie da. Mógłbyś się rozpłakać jak typowa laska w takiej sytuacji, jestem niewzruszona, nie zadziała to na mnie. Powodzenia. Wkurza mnie twoja obecność, bo chyba rozumiem po co tu jesteś. O na szczęście dojechaliśmy to nie jest dom mojej babci, to jest dom z wyobrażenia snu, ten z pogranicza bo jest na granicy, blisko granicy, drewniany dom, w którym kiedyś mieszkała szeptucha, jedyny dom który nie spłoną, teraz stoi pusty i nieszczęśliwy bo mieszkała tu rodzina a już nie mieszka. A teraz w nim odbędę jakąś rozmowę ważną i rozwiązującą z moją babcią. Więc wysiadka, idź się przejść, możesz też ewentualnie pobawić się z psami, to jest Gaga a ten drugi to Biały. 

(No i dalej będzie coś) 

Coś dalej będzie i właśnie nadchodzi. W tle muzyka z basem, potrzebna mi do tego żeby móc wyobrazić sobie całą te rozmowę, która może się wydarzyć, chociaż w cale nie musi. Żeby nie było niedopowiedzeń wrzucam tytuł wykonawcę, odtwarza, na spotify, Here She Comes Again, Röyksopp and Jamie Irrepressible. Czy to tylko w mojej głowie dudni czy płynie z wnętrza auta. Nie wiem, pozostanie to niedookreślone, możliwe, że ten fragment zostanie generalnie usunięty, na razie służy jako rozbieg do rozmowy, bo rozmowa nie będzie rozmową o rzeczach łatwych, tylko o raczej bolesnych trudnych. 

Najgorsze jest rozpoczęcie. Bo kilka było takich momentów, w których orientujesz się, że coś jest nie tak. Pierwszy był wtedy kiedy odkryłam, że słowa babci mam dosłownie zapisane na lewym ramieniu. Doskonale to pamiętam, na prawym był mężczyzna, babcia na lewym. Dlaczego oni razem, sprawa jest prosta, dlatego, że babcia z mężczyznami zawsze miała problem i dosyć późno zaczęła walczyć o siebie. A jak zaczęła to już było za późno, bo za dużo w niej było za dużo w niej jest ciężaru. Długo się zastanawiam jakiego słowa użyć. 

I ostatecznie mówi Pani ciężar. 

Tak, bo to chyba jest najbardziej ogólne, jakieś takie niepretensjonalne. Nie ciemność, nie mrok, nie smutek, bo to za dużo mówi. A jak chciałabym opowiedzieć historię starej kobiety, starego człowieka to raczej trzeba pomyśleć o ciężarze, ciężkości. Takiej która coraz bardziej ciągnie w stronę ziemi. Babcia w pewnym momencie zaczęła się kurczyć. Zwijać. Chciałabym zobaczyć jak tańczy, zastanawiam się czy kiedyś tańczyła. Właśnie dostałam od babci smsa, wysłała mi obrazek z okazji tego, że jest niedziela palmowa. Mogłabym wysłać to dalej jako mem, ale wiem, że babcia to robi z czystą babciną niewinnością. Powiedziała jej tydzień temu, że piszę o niej tekst. A może zrobiłam to dwa tygodnie temu. Chyba tak. Zaskoczyła się, ale pozytywnie. Zastanawiam się co by pomyślała gdyby odkryła o czym piszę. I zastanawiam się czy kiedyś go przeczyta, czy ktokolwiek go przeczyta. Z rodziny w sensie, ty nie musisz go czytać bo okazało się, że jesteś towarzyszem mojej podróży. Patrzysz na mnie tylko i nic nie mówisz. Przywitałeś się z psami, dobrze. Nie wiem czy mogę cię o to prosić ale jednak chciałabym żebyś poszedł ze mną do środka boję się że to może nie być takiej miejsce, które zapamiętałam, tylko może być inne. Zastanawiam się, może mógłbyś mnie wziąć za rękę, ewentualnie. Nie musisz jak nie chcesz. Nie jesteśmy w sumie w żadnej znajomości, widywaliśmy się tylko kilka razy przypadkowo zupełnie, na ulicy. O ale jednak bierzesz mnie za rękę. W rzeczywistości Twoje ręce są brudne i ciemne, a tu są miękkie i czyste. Nie chciałam cię urazić, ale ściskasz mnie mocniej to znaczy chyba że nie czujesz się urażony dziękuje. Wiesz co sobie właśnie pomyślałam? Pomyślałam sobie, że nigdy nie słyszałam historii o ślubie babci i dziadka 

A chciałaby pani usłyszeć te historie

Nawet nigdy nie widziałam zdjęć. Pamietam tylko ich jedno przez łukiem tryumfalnym w berlinie.

Jacy byli

Piękni. Byli piękni oboje. Co?

Coś więcej 

Nic więcej o nich nie wiem. Zastanawiam się czy lubili tańczyć i czemu siebie wybrali. Podejrzewam że babcia akurat nic nie wybierała. Ale jak to się stało, że dziadek ją wybrał. A ona dlaczego się zgodziła. A może się nie zgodziła tylko tak jakoś to się stało. O czym marzyła o czym marzyłaś i dlaczego akurat zdecydowałaś się nie zdecydować na swoje życie 

Chciałaby pani o to zapytać 

Chciałabym zapytać o to czy lubi tańczyć. Przypominam sobie różne okazje i to że zawsze się uśmiechała i bawiła i tańczyła w sumie. Więc chyba lubiła lubi, nie wiem dlaczego zamykam ją w przeszłości. Bo może to dwa oddzielne obrazy. Dwie oddzielne babcie. Jedna prawdziwa zwinięta, druga była w pełnym rozkwicie ale jednak z katalogu. 

Oddala się pani od sedna opowieści. 

Wiem przepraszam robię to celowo i świadomie. Zapętliłam sobie po prostu ten kawałek i mi dudni w głowie. Chciałabym zacząć tańczyć. Teraz w tym momencie. Zaczynam bo właściwie nic mi nie stoi na przeszkodzie 

Kiedy ona zaczyna tańczyć ja nadal się nie odzywam, stoję z boku i przypatruję się i zastanawiam się czy to dobry moment, żeby ktoś kto się nie odzywał powiedział w końcu coś. Ale to jak tańczy jest godne opowiedzenia i zapamiętania. Zanim pójdzie porozmawiać z babcią która jeszcze nie wie że tu jesteśmy tańczy. Chciałabym opisać dobrze ten moment. Trawa jest zielona. Jest maj. Wszystko buzuje i żyje. Niebo jest pochmurne ale przebija się zachodzące słońce, niebo zwiastuje deszcz i na to właśnie czekamy. Jest ciężko w powietrzu cieżko przed burzą, nasza ulubiona chwila, moja i tej dziewczyny, której nie znam. Mówię że nasza bo skoro jestem w tej opowieści to mogę opowiadać ją używając tych słów. Nie słyszę muzyki do której tańczy ale czuję ją przez jej skórę. Widzę każdy ruch i drgnienie i lubię ten widok. Gdybym miał więcej odwagi mógłbym zatańczyć z nią chociaż obawiam się że to jest taki taniec który ona musi odtańczyć sama zupełnie sama bez mojej w nim obecności. Ja jestem tylko nieznajomym, eksponatem z muzeum niewinności, które stoi na półce, słowem wędrującym. Obok mnie dwa psy. Za nami dom. Pora wchodzić. 

Ok, czuję się jak zawodniczka, jak zawodniczka na ringu przed wejściem na ring, takim decydującym starciem, jedna okazja do wykorzystania. Znaleźć stół pogadać z babcią zamknąć w teraźniejszości znamiona przeszłości. 

Wchodzę do domu. Przed wejściem poustawiane poprzewracane kalosze zielone w różnych rozmiarach, w środku stara szafa i niedomalowane ściany. Rodzina która tu mieszkała i która się rozpadła właśnie nigdy nie dokończyła tego domu, bo ona się nie mogła zdecydować czy będzie chciała z nim zostać na dłużej. W końcu nie została ale to inna historia. Teraz wchodzę i widzę. Babcia siedzi przy stole plecami do mnie. Nie wiem, ale myślę, że jest poruszona. Chciałabym ją zwolnić z tej odpowiedzialności rozmowy, nagle czuje że ciężar staje się również moim udziałem. Więc chciałabym się cofnąć, spoko, nie musimy rozmawiać. Nie musimy sobie nic wyjaśniać. Uznałam ostatnio, że czasami nie trzeba nic mówić, nazywać, rozwiązywać, pewne rzeczy i rozmowy mogą się nie wydarzać. Ale kiedy chce się odwrócić i wyjść ty mnie zauważasz. I patrzysz na mnie swoimi oczami smutnymi. Nie mam wyjścia muszę zostać. I muszę ostatecznie usiąść przy tym stole. Okrągłym drewnianym takim w sam raz do mojego mieszkania mogę sobie zabrać wziąć. Będzie od razu stołem z historią momentem. To w sumie symboliczne – zacznę budować coś nowego na momencie oczyszczenia. 

Jesteś

Czekałaś na mnie

Czekałam na ciebie.

I co teraz

Teraz opowiem ci historię od początku 

Po swojemu czy po mojemu

To zależy

Od czego 

Od tego czy zapytasz, czy zadasz mi jakieś pytania. Czy ze mną porozmawiasz czy będziesz wymyślać. Bo możesz pozwolić żeby to się rozegrało tylko w twojej głowie a może wydarzyć się na prawdę. 

Chciałabym zadać pytania, babcia odsuwa krzesło obok siebie. Siadam obok niej. I pozwalam żeby położyła swoją szorstką i pomarszczoną dłoń na mojej. Bliskość jej starego ciała jest nieprzyjemna ale ją akceptuje. To tak jak kiedy byłam mała i spałam z nią w jednym łóżku kiedy byłyśmy na wspólnych wakacjach. Nie lubiłam tego zawsze to było trudne 

W sumie to ja mam pytanie do ciebie 

Ty do mnie. Jakie pytanie

Czy uważasz że nie pasuję do twojego życia.

To mocne pytanie.

Wiem. Ale w rzeczywistości bym ci takiego nie zadała. Tutaj mogę. 

Uważam że jesteś częścią mojego życia od której nie mogę się odciąć. 

Nie możesz czy nie chcesz.

Sprytnie. Sprytnie babuniu.

Odpowiedz

Nie mogę i nie chcę jednocześnie.

Sprytnie, sprytnie sprytnie.

Mam to może po tobie.

Na pewno?

Może po dziadku.

Bardziej po dziadku.

Dlatego dodałam może.

Słusznie.

Chcesz mnie zapytać o coś jeszcze? 

Gardzisz mną? Czy mi współczujesz?

Próbuję cię zrozumieć.

To nie jest odpowiedź.

Owszem jest. Nie wartościując. To jest odpowiedź niewartościowana. 

Próbujesz mnie zrozumieć i co to z tobą robi. 

To mi wiele wyjaśnia. I wtedy nie mogę oceniać. Nie mogę się gniewać na ciebie. Po prostu mogę być obok słuchać opowieści które mnie nie interesują i pozwalać ci cieszyć się tym co mamy. Wiem że nic już w tobie nie zmienię. Mogę po prostu obok ciebie być i cię kochać. Próbować kochać cię naprawdę z tym co masz i z tym co dałaś mamie i z tym co dałaś mi. I z tym wszystkim czego nie dałaś, co sama sobie musiałam wziąć znaleźć, i z tym wszystkim co ci oddałam czego nie chciałam. 

Jesteś mądrą dziewczynką rozsądną 

Już nie jestem dziewczynką babciu 

Dla mnie zawsze będziesz. Wiem że jesteś już dorosła. Mądra. Ale dla mnie zawsze będziesz moją małą dziewczynką. Pierwszą wnusią. 

I jedyną.

I jedyną. Chcesz mnie o coś zapytać. 

Tak. Lubisz tańczyć.

Lubię.

Jak? 

Co jak. 

Jak lubisz tańczyć. Babcia się śmieje. Śmieje się i rzeczywiście jest to prawdziwy śmiech 

Lubię tańczyć tak, no jejku, normalnie. Tak wiesz, po prostu. 

Ok 

No nie wiem co ci powiedzieć. Lubię tańczyć. 

A tańczyłaś na swoim ślubie? Milczy, patrzy na mnie ze zdziwieniem, tego się nie spodziewała. Spuszcza wzrok na stół, przejeżdża po nim dłonią. Unika odpowiedzi. 

Ach to było dawno. Dawno temu ja… nie pamiętam 

Musiałaś tańczyć na swoim ślubie 

Pewnie tańczyłam. Pewnie raz zatańczyliśmy, wiesz jaki on jest. Nie wiem czy potem zatańczyliśmy razem kiedykolwiek. 

To smutne

To życie. Życie takie bywa.

Nie wierze w to. Życie można sobie zdecydować. Wybrać. 

Nie zawsze.

Ale w większości przypadków.

Naprawdę tak myślisz?

Uważasz że to głupie? 

Uważam że jesteś jeszcze młoda. Dużo się może wydarzyć. 

Już się dużo wydarzyło.

No widzisz.

Ale nadal tańczę. 

Ja nie mam już z kim. 

Ja tańczę dla siebie. 

Chwila milczenia. Wpadam na pomysł. Mógłbyś proszę puścić te piosenkę głośniej z auta. Tak tak ciebie proszę. Dziękuje. Więc babciu od tego zaczęłam zanim tu weszłam, wiesz dla mnie taniec zawsze był językiem do mówienia sobie jak się czuję, uwielbiam to robić. W tle słyszysz leci taki kawałek co go odkryłam dopiero wczoraj, lubię najbardziej pierwsze 44 sekundy, mogłabym zapętlać je w kółko. Zrobiłam głośniej. Namawiam cię zapraszam cię do wspólnego tańca. Wiesz to nie musi wyglądać zamknij sobie oczy, zamknij ja stoję obok to w razie czego też będę cię łapać. Ja też sobie będę tańczyć to sobie zatańczymy razem, jak nigdy sobie nie tańczyłyśmy. Nikt na nas nie patrzy, ten taniec nie musi być jakiś nie musi być, może niech będzie niech będzie nasz. Niech to będzie taniec tego czego siebie nie powiedziałyśmy na prawdę……. 

Dalej nie słychać co mówię do babci bo obie tańczymy ja cały czas coś do niej mówię i tańczymy mówię bo boję się że jak przestanę to upadniemy. Pamiętajcie że tańczymy do Here She Comes Again, Röyksopp and Jamie Irrepressible. A on stoi i patrzy na nas przez okno. Po policzku cieknie mu łza. 

Część kolejna, w której zaczynam coś nowego. Konfrontacja 

Dwoje młodych ludzi patrzy na siebie. Gdzie? Możemy to sobie wyobrazić tak jak chcemy bo nic nas nie ogranicza. Więc dwoje młodych ludzi patrzy na siebie, jest maj, do okoła kwitną lipy, ona stoi oparta o lipę właśnie. Czy to coś znaczy? Chyba tylko tyle, że pozwala mu patrzeć. Podchodzi do niej nieśmiało, bo chociaż raczej nie miał problemu z kobietami to z nią ma. Uśmiecha się do niej delikatnie a on ona spuszcza wzrok. Później wezmą ślub i urodzi mu dwójkę dzieci. 

A później oboje będą na starość w dwóch oddzielnych domach. 

To jest w jakiś sposób opowieść o samotności. 

Dlaczego ona zawsze rodzi się z bliskości. 

Ok. To nie będzie łatwe. Trochę nie mam pomysłu na to jak zacząć. Nie przygotowałam się do tego nie mam zestawu pytań. Chciałabym żebyśmy mogły jakoś to wyjaśnić, zaorać, zamknąć. Usadzę ich przed sobą. I poddam obserwacji, konfrontacji. 

Czy to jest dla ciebie ok, że on tu będzie i że ze sobą pogadacie? 

Wiesz nie jestem pewna

Dlaczego

Muszę odpowiadać? 

Tak, w końcu zaczęłam stawiać znaki zapytania więc tak 

Nie chcę z nim gadać bo nie wiem czy mamy sobie cokolwiek do powiedzenia. Co ja miałabym mu powiedzieć. 

Coś o tym jak się czujesz na przykład. Daję Ci tutaj jedyną i niepowtarzalną okazję do tego żebyś powiedziała coś czego nigdy nie powiedziałaś. 

Są takie rzeczy o których nie trzeba rozmawiać albo takie których nie trzeba nazywać. 

I to jest taka chwila? 

Tak sądzę. 

A jednak mimo wszystko kiedy stawiamy kropkę on wchodzi do środka. Nie poznaję go na początku bo jest młodszy ode mnie. Mam przed sobą chłopaka lat 20. 

On dopiero ją poznał a ona już go przeżyła. 

Co teraz. 

Patrzą na siebie

Patrzysz na mnie jakbyś mnie znała.

A ty patrzysz na mnie jakbyś mnie nie znał. 

Obawiam się, że nie znam. 

Obawiam się, że za chwilę bardzo dobrze się poznamy. 

Czy powinnienem sobie ciebie przypomnieć. 

Powinieneś wiedzieć, że nigdy mnie nie zapomnisz. 

Patrzą na siebie 

Ja się zaczynam denerwować. Nie wiem czy powinnam być przy tej rozmowie. Nie patrzę na nich patrzę przez okno i widzę, że obok mojego bezdomnego przyjaciela pojawiła się druga twarz. Którą dobrze znam. Albo przyjemniej mam od jakiegoś czasu ale nie wiem czy znam, 

Patrzę na bezdomnego i pytam go wzorkiem przeszywającym co to ma znaczyć dlaczego ta twarz tu jest bo nie powinna. Nie w tym świecie też nie. On mi odpowiada milczeniem, sytuacja więc nadal bez zmian. On się nie odzywa. Ciekawe czy się odezwie myślę sobie. Ten od twarzy puka w szybę i daje mi znak żebym wyszła. Waham się. Patrzę na babcię i chciałabym żeby mnie zatrzymała. Jak raz. Żeby mi położyła swoją szorstką dłoń na mojej i ja bym nawet ten dotyk przyjęła. 

Idź.

Nie chcę. 

Idź.

Nie chcę.

Idź proszę cię i poznaj w końcu tę twarz. 

Boję się. 

Ja się bałam całe życie, dopiero teraz czuję że się nie boję. I dopiero teraz zaczynam mówić rzeczy, które powinnam była wypowiedzieć. Więc idź żeby się nie bać i zapomnij o wszystkim co ci powiedziałam. Pamiętaj tylko to co mówię teraz. Nie bój się i idź. 

Wychodzę. Zostawiam ich samych, widzę jak patrzą na siebie a ona bierze go za rękę i zaczyna mówić. 

Część kolejna – opowieść starej kobiety z pomarszczonymi dłońmi bez kropki 

Kiedy wschodzi słońce, siedzę już przy stole, przede mną filiżanka ciemnej kawy. Nie za mocna nie za słaba, zagotowana w blaszanym garnuszku, pełno w niej fusów. Taka jest najlepsza. Słońce powoli wędruje po szybie i po chwili zaczyna delikatnie osiadać na moich pomarszczonych, starych dłoniach. Są zniszczone, widzę tych żyłach, zmarszczkach historię swoich spotkań i dni. Kojarzą mi się czasem dobrze, niektóre pewnie mogłyby popłynąć inaczej. Pytają mnie o to, czy miałam dobre życie. Tak jakby już się skończyło. Przecież nawet ta chwila tutaj, teraz jest dobra. Z takich chwil składa się życie. Dobrze jest jak można je dzielić z kimś, ale… czasami wszyscy, którzy byli po prostu odchodzą. Zostajesz ostatnim ogniwem łączącym teraźniejszość z przeszłością. Siedzę więc przy stole, nieco młodszym ode mnie i pamiętam każdą zadrę, znam każdą drzazgę. Przesuwam swoje stare dłonie po powierzchni blatu i czuję się tak jakbym przenosiła się w czasie. Albo jakbym dotykała twoich silnych ramion drogi. Czy tęsknię za tobą? Kiedyś tęskniłam bardziej, ale tęsknota ma to do siebie że z czasem się wypala. Przeradza się w pogodzenie, bo im dalej w przyszłość wiesz, że zbliżasz się do tego dnia, w którym znów zobaczysz wszystkich którzy odeszli. Pamiętam cię, twoją twarz, z różnych lat. Miesza mi się czas, ja sama się mieszam. Siedzę przy stole swoim starym ciałem, ale w środku jestem młodą dziewczyną o bosych stopach. Przypomina mi się to jak chodziliśmy przez las po węgiel do pobliskiej wioski. Nasze ręce były czerwone z zimna, szorstkie. Kiedy o tym myślę, przypominam sobie, że muszę przynieść drewka z drewutni za domem. Przymykam oczy jeszcze na chwilę, zaraz jednak wstaję, gdybym posiedziała tak dłużej mogłabym zapomnieć, o tym co mam zrobić. Wszystko płynie wolniej, przesuwamy stopy bardzo powoli, podtrzymując się stołu, krzesła, ściany, pieca, ściany, szafy. Siadam na stołeczku, i sięgam po buty, które przezornie stawiam na wysokości wzroku. Powoli schylam się i stawiam buty na podłodze, uważam, żeby niczego nie zrobić zbyt szybko. Delikatnie unoszę nogę i wsuwam zdrętwiałą stopę do buta, nie dam rady go zapiąć więc pójdę tak. Robię to samo z drugą stopą, pilnując powolnego tempa. Wstaję, przytrzymując się ściany, drzwi, balustrady, i sunę powoli do drewutni. To tylko kilka metrów. Trwa to jednak długo. Czas w tym wieku rozkłada swoje akcenty nieco inaczej. Kiedy docieram do drewutni, sięgam po worek zawieszony na kołku, opuszczam go na ziemię, trzymając mocno za jeden z rogów. Wkładam do niego dziesięć niewielkich kawałków drewna. Tyle musi wystarczyć jak na ten raz. Za chwilę wrócę tu ponownie, tak żeby nie musieć wychodzić po drewno przez kolejne trzy dni. 

Czuję, że nie mam już siły. Nie mam jej tyle co dawniej. Nie chodzi mi tylko o to, że teraz wszystko wymaga ode mnie większej uwagi, skupienia, czasu. Czas teraz jest cenniejszy niż kiedykolwiek. Najśmieszniejsze w tych cenach jest jednak to, że kiedy zaczynasz doceniać wartość tego, co wydaje się, że jest w nadmiarze, zostajesz z tym sama. Siedzisz przy stole sama, w ciszy, po drugiej stronie siedzi czas, przesypuje się, wylewa przez okna i przez próg. Płynie wolniej, jest go więcej. Ale zabrał ze sobą wszystko co sprawiało, że warto byłoby go mieć. Siedzę tak i czuję że mnie jest coraz mniej. Że te dni są oczekiwaniem, próbą, że jeszcze jest coś do zrobienia, ale coś co przyjdzie, czego sama zrobić nie mogę. Mam poczucie, że po to był ten stół żeby przy nim łapać życie, teraz może jest po to tylko żeby je w końcu oddać i przejść z resztą czasu przez próg. Zrobić miejsce. Kiedy tych myśli jest już za dużo, zamykam oczy i pozwalam sobie odpłynąć, odlecieć. Wyjść z siebie. Moje ciało tu zostanie, będzie czekało. A dusza niech sobie wędruje, niech ogląda, niech wspomina. Tylko tyle jest życia we mnie. Tylko tyle co te wspomnienia. 

Jest gorący dzień, lato spływa z drzew, rozlewa się po trawach i wpływa do rzek. Cała wieś pracuje w polu, trzeba ściąć, przemielić wszystko co podarowała nam natura. Wymykam się na chwilę, odnoszę do domu blaszane garnuszki, a w nich wspomnienie kwaśnego mleka i ziemniaków. Zatrzymuje się pod sosnami, ściągam z włosów chustkę, kładę ją na trawie i siadam w cieniu. Daje sobie klika powiewów w wiatru, chcę odpocząć, chcę poczuć na twarzy przyjemny chłód, do wieczora będziemy kurzyć się w polu. Skradasz się do mnie, udaję że nie słyszę bo chcę być zaskoczona. Opierasz głowę na moich kolanach i siedzimy tak razem. Wiatr bawi się naszymi włosami, a kiedy czuję, że pora wstać i wracać do pracy zrywam się ze śmiechem i biegnę z chustką przed siebie. Nie gonisz mnie, ale wiem że patrzysz. Nie wiesz tego, ale na końcu drogi odwrócę się w twoją stronę i będę śledzić twoje plecy aż zupełnie znikną mi z horyzontu. Z tego patrzenia zrobi nam się ładne i długie życie. 

Ładne i długie. Te dwa słowa sprawiają że moje ciało, które jest daleko ode mnie i moich wspomnień zaczyna szybciej oddychać, robi się niespokojne. Życie nasze było ładne i długie, ale czy my kiedykolwiek definiowaliśmy coś tak samo jaki inni? Co? Nie, zawsze pisaliśmy słowa po swojemu, zawsze wszystko robiliśmy po swojemu. Było ładnie, ale po naszemu. Z naszej perspektywy i świadomości, że nie zawsze jest tak jakby się chciało. Że może być ładnie nawet jak jest trudno, albo jak nie ma nic. Bo było różnie. 

NO WŁAŚNIE TO NIE PRAWDA, BO BYŁO RÓŻNIE ALE CZY BYŁO ŁADNIE KIEDY BYŁO ŁADNIE. I KTO MA O TYM DECYDOWAĆ. BO JA TERAZ W TYM STARYM MOMENCIE SWOJEGO ŻYCIA UWAŻAM ŻE CZĘSTO BYŁO CHUJOWO. Z TEGO PATRZENIA POPEŁNILIŚMY DUŻO BŁĘDÓW 

Część kolejna, w której coś 

Powiedziała to a ja tego nie słyszałam bo byłam na zewnątrz z moim bezdomnym. 

Widzimy jak młody 20 letni chłopak wychodzi z chaty, a ona nadal siedzi przy stole, tylko że już nie widać w niej zwiniętej starości. Siedzi prosto, więcej nie widzimy bo drzwi się za nim zamykają. 

Płaczesz?

Nie płaczę.

Przecież widzę.

Przecież mówię, że nie płaczę.

Dobra, niech Ci będzie. Zaczynasz wyglądać staro. 

Czuję się staro. 

I widzę jak ten dwudziestolatek na moich oczach zaczyna się zwijać w starość. W pewnym momencie musimy go z moim bezdomnym przyjacielem podtrzymać bo nie da rady stać o własnych siłach. Widzę jak z jego twarzy odpada młodość, ten uśmiech i piegi. Twarz się marszczy a ciało staje się kruche. Siada na schodkach i odgania nas ruchem dłoni. W tym samym czasie z domu wychodzi młoda dwudziestoletnia kobieta. Ma długie włosy, które opadają jej na ramiona, czerwoną sukienkę i bose stopy. Patrzy na nas i nic nie mówi uśmiecha się tylko, tylko. 

Czy mogę Cię zabrać ze sobą? 

Powiedział coś. To są pierwsze słowa, które powiedział. Patrzę na to co się dzieje i nie wiem czy mogę w to wierzyć. Ona nic nie mówi tylko spuszcza wzrok tak jak wtedy pod lipą i podaje mojemu bezdomnemu dłoń. Odchodzą i zostawiają mnie. Widzę jak przechodzą przez bramę i idą przed siebie, do zieloności do lasu. 

Żadne z nich się nie obejrzało.

Czy mam cię tu zostawić?

Zostaw, wszystko już zostało powiedziane. 

Mam teraz w aucie miejsce na stół.

No to widzisz. Masz stół z historią. 

Zostawiam go i idę i przypominam sobie o twarzy w oknie. Nie wiem. Może mi się przewidziało. Ale jeśli nie to znaczy że muszę zrobić to co ona. Zamykam więc oczy i idę stopa za stopą, czuję jak chodzą po mnie mrówki, czuję pod stopami chłodną trawę i miękką czarną ziemię. O moje nogi ociera się kot. A ja idę. 

Cześć

Zatrzymuję się. Jednak mi się nie przewidziało. Stoi tam. Twarz i jej właściciel. 

Cześć

Chciałabym Ci coś powiedzieć.

Tak

Może najpierw włączymy odpowiedni kawałek

Włącz

Włącza Charlotte Day Wilson, Work

Serio

Serio

Ty nie słuchasz takich rzeczy

Ale pasuje do chwili

Śmieję się

Zawsze się ze mnie śmiejesz

Nie, to ty się ze mnie zawsze śmiejesz

Zawsze mi tak odpowiadasz

Tak już jest, tak ze sobą gadamy

Dlaczego

To jest pytanie? 

Tak. Dlaczego tak ze sobą gadamy 

Bo nam w tym chyba bezpiecznie 

Oboje się boimy co

Chyba tak 

Cały czas mówisz chyba, dodajesz to do wszystkiego 

Chyba masz rację

Nie wkurzaj mnie

Robię to celowo 

Wiem, wiem

No to o czym chciałeś co chciałeś mi powiedzieć

Chciałem cię w sumie bardziej zapytać

To pytaj

Chciałem cię zapytać czy nie potrzebujesz pomocy z tym stołem

Chcesz mi pomóc ze stołem w jakim sensie

W takim najbardziej banalnym

Na zasadzie że?

Że go wniesiemy do samochodu, tego którym przyjechałaś, na który nie masz prawa jazdy 

I co dalej? 

I dalej wrócimy tam gdzie zaczęłaś i go wniesiemy na górę. I zaprosisz mnie na kawę. Taką co robisz zawsze, niedobrą, z cynamonem. 

I co dalej? 

No i dalej zobaczymy. 

Zanim mu odpowiadam patrzę w stronę, w którą poszła z moim bezdomnym. Już ich nie widać, ale czuję, że jest dumna. I słyszę taki szelest delikatny żeby się nie bać. Więc w takim najbardziej banalnym sensie bierzemy ten stół, który się mieści i wsiadamy do auta. I wyjeżdżamy. 

POST SCRIPTUM 

Kiedy już mamy wyjechać z tego miejsca zauważam przy bramie starą kobietę w białej sukience, z długimi siwymi włosami, które spadają jej na ramiona. Patrzy na mnie i podchodzi od okna, które otwieram. Przez chwilę jeszcze milczy a potem 

Jesteś pewna, że nie chcesz tu zostać 

Jestem pewna. Jeszcze nie teraz.