OPIS ZASOBU

 

Cisza szeptała
w mroku liche epitafium.
Akompaniowało jej skrzypienie drzwi.̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣
Na podjazd wtoczył się samochód,
W reflektorach cieni pochód
Po białej ścianie, gdzie lśnił świeży zaciek krwi. ̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣̣Parę ludzi sen tej nocy zmorzył
Dzięki parze ostrych noży.
La la la la… La la la la la.
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój?

Koła na żwirze rzeźbiły relief wolności,
Na tapicerce splatały się dłonie.
Antagonistów chłodne wargi
Nie wyksztuszą już słów skargi.
Szkarłatem barwią dywan tam w salonie.
Rozwarli usta ku przestrodze
By nie stać miłości na drodze.
La la la la… La la la la la.
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój?

Gdy na plac boju padła pierwsza para oczu
Zorza żarzyła się na horyzoncie.
Wzrok omiótł rubiny na tynku,
Smugę biegnącą wgłąb budynku
Poprzez wyjące mrokiem drzwi na froncie.
Gap wybełkotał zlepek słów,
Z miasta przygnała horda psów.
La la la la… La la la la la.
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój?

Gdy stróże prawa dom zgryzoty otoczyli tłumnie
Rozpoczął się makabryczny wernisaż.
Na widok dwóch zbrukanych dusz,
Rzeźb, które w gruzy zmienił noż,
Koroner mdlał i rzygał sam komisarz.
A takich fresków nikt nie wyśnił, 
Nawet wiedeńscy akcjoniści.
La la la la… La la la la la.
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój?

W małej kawiarni omawiałam swoje wiersze.
Spokój zmąciło nam szarpnięcie klamki.
Z rąk wypadł mi tomik poezji,
Gdy tłum psów wyzutych z finezji
Wymierzył broń i zakuł mnie w kajdanki.
 Jakim mnie chcecie więzić prawem?
 Mam jeszcze niedopitą kawę!
La la la la… La la la la la.
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój?

Czekał na mnie z tyłu zimnej, policyjnej suki.
Na tapicerce znów splotły się dłonie,
Zwarły się nasze ciepłe usta, 
Oczy spojrzały niczym w lusta.
Przysięgam, że to jeszcze nie jest koniec!
Dopóki śmierć nas nie rozłączy,
Ten sen się nigdy nie zakończy!
La la la la… La la la la la.
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój?

Tak, to my blaskiem ostrzy nocą olśniliśmy tę
Umysłową, niewrażliwą hołotę!
Odcięłam skrzydła Morfeusza.
By nigdzie stamtąd się nie ruszał.
Nasz Amor ich aorty przeszył grotem!
I za te truchła w futerale
Kłaść chcą nas na Temidy szale? 
Ha ha ha ha… ha ha ha ha ha!
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój!
Jak mnie śmiecie sądzić, bezrozumni niewolnicy?
To ja wydaję sądy ostateczne.
To ja strąciłam Boga z tronu,
Niwecząc chronologię zgonów.
Sztychem przetarłam szlak wędrówki wiecznej!
Umysły wasze tkwią w więzieniu,
Powiodę was ku wyzwoleniu!
Ha ha ha ha… ha ha ha ha ha!
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój!
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój!
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój!

Czasem, gdy jest chłodno tutaj niczym w prosektorium
Nachodzą mnie złe myśli o złej śmierci.
Śmierci wziętej do pomocy,
Co pochopnym ruchem kosy
Dwie nici życia cięła ręką dzieci.

Zła śmierć zostawia złe dowody…
Ciąć mogłam hamulców przewody.
La la la la… La la la la la.
„Nie znasz dnia ani godziny”… a nuż to koniec twój?

Pilnują mnie tu tacy, co mówią „poszłem” i „włanczam”
Bez przerwy muszę tych durniów poprawiać.
Za to trzymanie mnie pod kluczem
 Gdy wyjdę, czegoś ich nauczę.
Gdy wyjdę, znowu zacznie się zabawa.
Za nienaganne sprawowanie
Już niebawem się to stanie.
La la la la… La la la la la.
„Nie znasz dnia ani godziny”… nuż to nie koniec mój.