OPIS ZASOBU
Czy problemy z widzeniem wiążą się z innym myśleniem? Czy perspektywa narzucona przez zmysł wzroku determinuje całościowy odbiór rzeczywistości? Czy patrzący kształtuje swoje postrzeganie, czy to wzrok stwarza patrzącego? Czy widzenie niewyraźne, zamglone, nieuważne, jest winą widza, czy zasługą źrenicy? Jaki jest związek między wiedzą a widzeniem, między okiem a wyrokiem o świecie, między źrenicą a tożsamością? Ingeborg Bachmann pisze o widzeniu załamanym i niedokładnym, o wadzie wzroku, która wytwarza przepaść między światem a jego odbiorcą. Ale czy siedem i pół dioptria w oczach Mirandy, bohaterki opowiadania Wy szczęśliwe oczy jest faktycznym źródłem jej oddalenia od świata, czy przepaść powstaje w innym miejscu? Być może trudność z widzeniem jest nierozerwalnie związana z trudnością z opisem, z niemożliwością ujęcia świata w sztywnych ramach języka, zazwyczaj narzucanego odgórnie, sugerowanego przez innych, zewnętrznego i niedopasowanego do jednostkowych możliwości. Być może trzecioosobowy wszechwiedzący i wszechwidzący narrator jest instancją, która krępuje Mirandę o wiele bardziej niż jej własny wzrok. Przyjmując, że zawsze jesteśmy uwikłani w cudze słowa, że przeglądamy się w opowieściach innych, że kształtują i determinują nas narracje, w które zostajemy wplątani, jesteśmy skazani na bezustanne i zazwyczaj bezskuteczne poszukiwanie tego, co własne, jednostkowe, charakterystyczne, prywatne.

 

Ciemno, choć kruk krukowi oka nie wykole.
Co z oczu, to zwierciadłem duszy.
Widziały gały co ma wielkie oczy.
Prawda w oczy, choć ciemno.
Pańskie oko to z serca.
Kto nie patrzy, kto nie patrzy, kto nie patrzy prosto w oczy,
może zdradą cię zaskoczyć.
Kto nie patrzy, kto nie patrzy, kto nie patrzy prosto w oczy,
może zdradą cię zaskoczyć.

Chociaż wygląda na nieśmiałą,
nie jest słabowita.
Lecz samodzielna właśnie dlatego, że wie dobrze
jak się kotłuje w tej dżungli,
gdzie żyje,
i że jest na wszystko
przygotowana.

Ponieważ jest niepoprawna, rzeczywistość musi iść wobec niej czasem na ustępstwa.
Miranda powiększa,
pomniejsza,
zarządza cieniami i obłokami,
oddycha głęboko,
próbuje się orientować.
Zaczęło się od 2,5 dioptrii dla prawego i 3,5 dla lewego oka,
rozpamiętuje Miranda,
ale obecnie ma harmonijnie dla każdego oka po 7,5 dioptrii.
Czyli że punkt bliży wzroku zbliżył się ogromnie,
punkt dali również.

Z pomocą znikomej poprawki
dzięki soczewkom rozpraszającym
Miranda może zajrzeć do piekieł.
Owo interno nie straciło dla niej nigdy nic ze swej grozy.
Jeśli się nie ustrzeże
w jej polu widzenia
pojawi się
coś
czego nie zdoła
czego nie zdoła
czego nie zdoła
czego nie zdoła zapomnieć.

Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia
pierwszego wejrzenia
pierwszego wejrzenia.
Lubo.
Każdy okulista pokręciłby nad tym głową.
Pierwsze wejrzenie Mirandy.
Pierwsze wejrzenie Mirandy powinno spowodować jedynie katastrofalne omyłki.

Miranda czekała.
Teraz już czas.
Wstaje.
Odchodzi.
Uderza.
Uderza głową w oszklone drzwi.
Rozciera czoło.
Znów będzie guz.
Ledwie tamten zniknął.
Trzeba natychmiast
natychmiast lodu.
Ale skąd tu teraz wziąć lód.
Staje na Grabenie.
Stara się wyszukać go między przechodniami.
Przystaje na Wollzeile.
Z mgiełką w szeroko rozwartych oczach.
Spogląda na przemian.
Zdaje się, że teraz go dostrzega.
To w pobliżu.
To z dala.
To w pobliżu.
Ach, teraz nadchodzi.

Jednak.
Ucieszyła się
Ucieszyła się zupełnie nieznanym mężczyzną, który od razu wypada z jej łask, gdyż okazuje się nie-Józefem.

( Józef: Masz okulary)

Nie,
no wiesz,
nie mam.
Ale podczas koncertu nie muszę przecież nic widzieć.