OPIS ZASOBU
Zadaniem, jakie w ramach zajęć dramaturgicznych postawiła przed nami Iga Gańczarczyk, był wybór tytułu jednego z rozdziałów Życia instrukcja obsługi i próba rozwinięcia go w opowiadanie nawiązujące do stylu Georga Pereca.  Moją odpowiedzią na to zadanie była O niezrozumianym antropologu – portret Marii Antoniny Czaplickiej, niezwykłej polskiej etnografki i antropolożki kultury, żyjącej na początku XX wieku.  Jej największym osiągnięciem były dwie wyprawy naukowe do Syberii, gdzie badała szamanizm syberyjski, ze szczególnym uwzględnieniem psychopatologicznych aspektów tego zjawiska oraz zagadnieniem histerii arktycznej. Jako pierwsza kobieta objęła Katedrę Antropologii na Uniwersytecie Oksfordzkim oraz została członkinią Królewskiego Towarzystwa Geograficznego. Mimo iż zyskała duże uznanie wśród środowisk naukowych za granicą, w Polsce do tej pory pozostawała nieznana. O niezrozumianym antropologu została przeze mnie zaadaptowana na scenę i jako Dziennik syberyjski zaprezentowana publiczności w ramach NurtuOFF 35. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. 



Maria Czaplicka była skromną dziewczyną o przeciętnej urodzie, której wąskie usta zdradzały wrodzony upór i determinację w osiąganiu zamierzonych celów. Gdy w roku 1909 po raz pierwszy spotkała Teodorę Męczkowską, miała 25 lat i studiowała na wydziale matematyczno-przyrodniczym Towarzystwa Kursów Naukowych. Znajomość, do której zawarcia doszło w wyniku wyjątkowo nieszczęśliwego splotu okoliczności, miała na zawsze zmienić jej życie.
Wykłady Towarzystwa Kursów Naukowych wobec boleśnie odczuwanego przez szkołę braku stałej siedziby, prowadzone były w prywatnych domach jej pracowników. 5 stycznia 1909 roku odbywały się w mieszkaniu pani Stefanii Anieli Sempołowskiej, na pierwszym piętrze neorenesansowej kamienicy przy ulicy Świętokrzyskiej 17. W salonie, dookoła olbrzymiego dębowego stołu, na którym chwilę wcześniej zgłębiano tajniki kartografii, dziesięć panien czekało na kolejne zajęcia. Właśnie podano herbatę. Jako że stół oraz podłogę zaścielały stosy map i arkuszy ćwiczeń, do salonu wniesiono niewielką etażerkę, na której ustawiono dzbanek i dziesięć filiżanek z wałbrzyskiej porcelany. Maria Czaplicka zapatrzyła się na nietypowy wzór zastawy. Porcelana w odcieniu bieli pokryta została ręczną malaturą przedstawiającą rynek w niemieckim mieście Goslar. Środkiem placu jechała dorożka zaprzęgnięta w dwa białe konie. Buda była opuszczona i można było zobaczyć pasażerów pojazdu. Dwie damy, obie w liliowych sukniach i towarzyszącego im mężczyznę. Wykładowca spóźniał się, co wywoływało lekki niepokój. Dziewczęta zerkały na siebie bezradnie rytmicznie stukając łyżeczkami od herbaty. Jedna z nich upuściła swoją filiżankę. Porcelana rozbiła się o jasny parkiet.
W tym samym czasie zaledwie dwie ulice dalej, w okolicach Pałacu Pruszaka doszło do niecodziennego zdarzenia. Josef Neid zamożny bankier z Norymbergi zajmujący wraz ze swoją polską kochanką panną Milewską jeden z najdroższych pokoi Hotelu Francuskiego, podczas codziennych porządków szafy odnalazł ukryty wśród kobiecej bielizny niezbity dowód jej zdrady. Nie zastanawiając się długo i chcąc dać upust swojej zazdrości, udał się na poszukiwanie kochanki, która zaledwie chwilę wcześniej opuściła hotel. Dogoniwszy ją na ulicy, zawył przeraźliwie, po czym oddał w jej kierunku dwa strzały. Pani Milewska wdzięcznie osunęła się na trotuar, po czym wyzionęła ducha. Odgłosy rewolweru spłoszyły konie zaprzęgnięte do przejeżdżającego w pobliżu tramwaju, którym jechał na zajęcia Towarzystwa Kursów Naukowych Wacław Nałkowski. Konie poniosły, a rozpędzony wagon uderzył w nadjeżdżającego z naprzeciwka Peugota P-9 prowadzonego przez prekursora polskiego automobilizmu, samego Stanisław Grodzki, który jedynie przyczepionemu do kierownicy medalionowi Matki Boskiej, mógł zawdzięczać uniknięcie tragicznej śmierci.


Stanisław Grodzki za kierownicą swojego automobilu, Warszawa, 1908 r.

Wacław Nałkowski z poważnymi obrażeniami przetransportowany został do szpitala miejskiego, ale nigdy już nie miał powrócić do dawnej formy. Do końca życia walczył z bólem źle zrośniętej kości udowej prawej nogi, na tyle silnym, że przed śmiercią lekarze pozwolili mu zaznać błogosławieństwa morfiny. Zmarł dwa lata po wypadku, 29 stycznia 1911, wypowiedziawszy dwa ostatnie słowa „zbyteczny ból”.
Tymczasem w salonie pani Sempołowskiej kończyła się herbata. Intuicja gospodyni podpowiedziała jej, że zajęcia nie odbędą się i nakazała zebranym rozejść się do domów. Gdy Maria Czaplicka rozczarowana odwołanym wykładem opuszczała mieszkanie, w drzwiach zderzyła się z rozgorączkowaną Teodorą Męczkowską, członkinią Towarzystwa Kursów Naukowych, która przechodząc w okolicy stała się przypadkowym świadkiem wypadku, o jakim niezwłocznie pragnęła poinformować panią Sempołowską Aby nie stracić równowagi obie kobiety złapały się nawzajem w ramiona i przez moment Maria poczuła ciepło, jakiego nie zaznała od wielu lat.
Zadecydowano, że następne zajęcia odbędą się w domu pani Męczkowskiej. Marii ze wzruszenia zakręciło się w głowie. W umówiony dzień ubrała się w swoją najlepszą kremową suknię, a na głowę włożyła jasny kapelusz ze sztucznymi kwiatami.


Teodora Męczkowska, Warszawa, 1909 r.