Scenariusz dokumentalny
  Dipisi to scenariusz projektu z gatunku mockument. Opowiadam w nim historię siedmiu osób (jedna z nich to damski manekin), które porzucają swoje dotychczasowe życie i zakładają (rzecz dzieje się tu i teraz, w Krakowie, w roku 2013) apokaliptyczną sektę o nazwie dipisi, inspirując się opowiadaniami Tadeusza Borowskiego oraz manicheizmem i gnozą. Nazwa grupy nawiązuje oczywiście do terminu displaced persons – ale w przypadku moich bohaterów jest to bezdomność/wykorzenienie duchowe. Oczekują oni z utęsknieniem kolejnej wojny – trzeciej wojny światowej, czyli wojny totalnej, wojny nuklearnej, dzięki której materialny świat spłonie w oczyszczającym ogniu, który ostatecznie oddzieli światło od ciemności i umożliwi nam duchowe wyzwolenie.  

 

Scena 1

Zbliżenie na twarze siedmiu osób, po kolei. Każda osoba patrzy poważnym wzrokiem prosto w obiektyw. W tle – czarna ściana.

PERŁA: Mieszkałam w Królestwie jako dziecko, w domu Króla. Król i Królowa, mój Ojciec i Matka, opiekowali się mną. Wszystko wokół mnie było miłością, wszystko było Światłem. Nie musiałam sypiać. Ciemności nie znałam i nie wiedziałam, co to znaczy bać się. Bawiłam się na placu i w ogrodach. Piłam przezroczystą wodę ze źródła. Wszystko było Dobrem.
Od tego Światła lśnił mój strój, który nosiłam, często wszelkimi możliwymi kolorami, które istnieją. To był mój własny strój życia, utkany przez miłość Ojca i Matki. Do mego stroju należał także złocisty płaszcz, płaszcz królewskiego dziecka, ozdobiony lśniącymi kamieniami szlachetnymi. Tańczyłam jak iskrzące światełko w wielkim Świetle. Lecz czy można sobie uświadomić czym jest Światło, jeśli nigdy nie widzieliśmy ciemności? Jak można być intensywnie szczęśliwym, jeśli nigdy nie zaznaliśmy uczucia smutku?

GUILLAUME: Patrz: ślepy robak czasu obrał za schronienie
pnącą różę przestrzeni, i w zalążni słupka
zbudował świat nad światy, który nie istnieje.

TOMASZ: Codziennie rano, po przebudzeniu, przyglądam się swoim dłoniom. Młode, zdrowe kości. Krew pulsująca w żyłach. Skóra spragniona ciepła, dotyku, pieszczoty. Czy coś tak żywego, ludzkiego, tak boleśnie realnego – rzeczywiście nie istnieje? A przecież wiem, że to tylko złudzenie. Demoniczna iluzja. Pułapka materii. Kto powie mi, kim naprawdę jestem? Kto wskaże mi sens istnienia? (pauza) Chcę się wyzwolić. (pauza) Słyszycie? Chcę się wyzwolić. (pauza) Wyzwolić! Zabierzcie mnie stąd!

WALENTYN: Nie mieszkać już więcej na ziemi, to doprawdy niepojęte,
i nie powtarzać zwyczajów ledwie przyswojonych.
Nie być więcej i nawet imię własne precz odrzucić
jak połamaną zabawkę. I nie ponawiać więcej życzeń.
I widzieć zdumiewający, nieskrępowany ruch w przestrzeni
wszystkiego, co przedtem tkwiło w zamknięciu.
A śmierć nasza mozołem jest i ciągłym doganianiem,
aby z wolna wczuć się w wieczność.