OPIS ZASOBU
Kobieta przechodzi z wózkiem. Drugie dziecko prowadzi za rękę, dziecko ociąga się, płacze, zwisa na ręce matki. Widać, że idą do znienawidzonego przez dziecko przedszkola. Nagle dziecko wyrywa się, biegnie przed siebie i przewraca. Ryczy na całą ulicę. Mężczyzna z teczką w granatowym garniturze zatrzymuje się, stawia teczkę na ziemię i pomaga małemu wstać. Podchodzi Matka i dziękuje Mężczyźnie z teczką. Ten kiwa głową i przechodzi dalej, wrzuca parę złotych bezdomnemu siedzącemu z psem przy przystanku. Widać, że czeka go jakiś ważny lub szczęśliwy dzień, mężczyzna uśmiecha się do bezdomnego. Pies szczeka i merda przyjaźnie ogonem. W końcu mężczyzna z teczką kupuje od gazeciarza gazetę i znika za rogiem. Gazeciarz chowa pieniądze do kieszeni i zagaduje przechodzącą dziewczynę. Rumieni się, jakby długo czekał na tę rozmowę. Dziewczyna obrzuca go wyniosłym spojrzeniem i idzie dalej, potrącając w zdenerwowaniu przekupkę, która niesie na targ jaja i sery ze swojego gospodarstwa. Część jajek upada na ziemię i tłucze się. Przekupka lamentuje, dziewczyna pokazuje palcem zegarek na ręce w geście pośpiechu i ucieka. Gazeciarz wyjmuje zarobione przed chwilą pieniądze i wtyka je w rękę przekupce, odkłada gazety i pomaga jej pozbierać resztę wiktuałów. Kobieta, klnąc w kierunku dziewczyny, odchodzi ciężkim krokiem. Gazeciarz spostrzega, że położył gazety na mokrym krawężniku, klnie pod nosem i wyrzuca najbardziej przemoczoną gazetę do pobliskiego kosza licząc, że pozostałe szybko wyschną i nadadzą się do sprzedaży. Bezdomny podchodzi wolnym krokiem do śmietnika i wyciąga przemoczoną gazetę, zewnętrzne strony kładzie sobie na legowisku, a środek zaczyna uważnie przeglądać. Zza rogu nadjeżdża rowerzysta wiozący pizzę, potrąca bezdomnego i rwie mu gazetę. Bezdomny nic sobie z tego nie robi i czyta podarte resztki czasopisma. Rowerzysta zatrzymuje się z piskiem opon i wesoło podchodzi do kiosku z warzywami stojącego przy ulicy. Widać, że przywiózł zamówioną pizzę. Kioskarka wychodzi przed stoisko z brokułami i bakłażanami i przeciąga się w słońcu, jest jeszcze młoda, ale wyraźnie nie służy jej ciągłe siedzenie w ciasnej przestrzeni, wciąga radośnie zapach wiosennego poranka w nozdrza i całuje rowerzystę w policzek. Chyba są ze sobą, on poufale głaszcze jej włosy, w końcu intymną scenę powitania przerywa im pojawiający się przed kioskiem klient. Jest to kucharz z chińskiej knajpy nieopodal, wciąż w fartuchu i czapie kucharskiej na głowie, ma też białe klapki na bosych stopach. Wyszedł dokupić brakujących składników do sajgonek. Dostawa warzyw zawsze przychodzi z jakimś brakiem, jak w tych warunkach można pracować. Trzeba zmienić dostawcę, zdaje się mówić dziewczyna z szerokim uśmiechem, śpiesząc się w wydawaniu reszty, by jak najszybciej dołączyć do chłopaka siedzącego w kucki przy leżącym rowerze i podjadającego już pizzę. Chiński kucharz uśmiecha się do dziewczyny tak promiennie, że zwężają się jeszcze bardziej szparki jego oczu. Przed witryną kawiarni przechodzi niewidomy z psem przewodnikiem na smyczy. Pies przewodnik spostrzega psa bezdomnego i uważnie patrzy wyczekując potencjalnego zagrożenia. Pies bezdomnego szczeka kilka razy ostrzegawczo, lecz w końcu wraca na miejsce koło swego pana i, zadowolony ze spełnionego obowiązku obrony posiadłości właściciela, macha ogonem. Do psa podchodzi mały chłopczyk z plecakiem. Głaszcze psa, po czym krzyczy coś do swojego przyjaciela ukrytego za kioskiem. Z triumfalną miną pochodzi do ukrywającego się chłopca i zdaje się tłumaczyć, że nie ma się wcale czego bać. Oczywiście on należy do tych odważnych, co się nie boją, ale nawet jego młodszy przyjaciel też nie musi się obawiać, bo pies bezdomnego jest zupełnie niegroźny. Tamten jednak rezygnuje z podjęcia wyzwania i odchodzą razem, pobrzękując żelaznymi piórnikami w tornistrach. Z ich figurek bije lekkość kogoś, kto wraca właśnie ze szkoły i ma przed sobą cały dzień frajdy. Z kawiarni wychodzi na ulicę para studentów, ledwo udaje im się wyminąć bawiących się w berka chłopców z tornistrami. Student i studentka zasłaniają zapuchnięte oczy przed światłem południowego słońca. Widać, że przegadali całą noc. Widać też, że to nie była miła rozmowa i że resztki tego, co obawiali się stracić na zawsze, ratowali właśnie na porannej kawie w znajomej kawiarni. Ale dziewczyna odchodzi i nie pozwala się odprowadzić, wciska chłopakowi dziesięć złotych za poranną kawę. Chłopak stoi długą chwilę otumaniony słońcem i zmęczeniem i smutkiem. Stoi, dopóki nie usłyszy za sobą poirytowanego „Przepraszam”. To Matka próbująca przepchnąć wózek z dzieckiem po ciasnym trotuarze, wraca z kolejnej nieudanej wyprawy do przedszkola, prowadząc za rękę dziecko, którego już wcale nie trzeba ciągnąć na siłę, które idzie wręcz radośnie, podrzucając nóżkami i uśmiechając się z ulgą do słońca.